Nazywał się Henryk Przybylski, był murarzem z zawodu, z zamiłowania akordeonistą. Akordeonistą samoukiem. Wieczorami siadał na ławeczce przed domem i grał. Ile się nauczył, ile czuł - grał. W naszym Gostuniu, wsi położonej między Ostrowitem i Giewartowem, było dwóch akordeonistów, ale to granie pana Przybylskiego słychać było w naszym domu, oddalonym o pół kilometra. Grał to, co było ówczesnymi hitami: „Szła dzieweczka do laseczka”, „Cyt, cyt”, „Biedroneczki są w kropeczki”… Tym jego graniem, a właściwie brzmieniem akordeonu, byłem zafascynowany. To są moje najwcześniejsze wspomnienia muzyczne, sięgające lat pięćdziesiątych minionego wieku – mówi Eligiusz Kawa, jeden z pierwszych członków późniejszego Konińskiego Kameralnego Kwintetu Akordeonowego.
Czytaj więcej...
Ludzie są po to, by ich kochać, i żeby..
Damian Marzol, czyli Bboy Damiano, reprezentuj..
Jest rok 1939. Nikt jeszcze nie wie, że losy p..
Poland Breaking Tour 2025 – droga do mistrzos..
Szlachetny cel przyświecał grze miejskiej, zo..