Uderzający swym pięknem „podwodny balet” zanurzonych w połyskujących wodach oceanu poławiaczy pereł, rozpoczął nieprzeciętne widowisko, jakie mieliśmy okazję oglądać na ekranie Kina Studyjnego Centrum (KDK) minionej soboty (16 stycznia). Transmitowana z nowojorskiej Metropolitan Opera „Poławiacze pereł”, opera Georgesa Bizeta, błyszczała we współczesnej inscenizacji Penny Woolcock.


Pierwsze wykonanie „Poławiaczy pereł” w 1863 roku zakończyło się spektakularną klapą. Krytycy niemiłosierni wykpili szczególnie libretto. Jak napisał Piotr Kamiński w „Tysiąc i jedna opera” „Cormon i Carré (…) upitrasili libretto, gdzie tylko muszelki są oryginalne, cała reszta bowiem to odgrzewane schematy: trójkąt miłosny, występek kapłanki (Westalka Spontiniego i Norma Belliniego, by daleko nie szukać) oraz dwa niegdysiejsze wydarzenia, bez których nie sposób zrozumieć intrygi. Trudno się dziwić, że krytyka rechotała z uciechy”. Dwadzieścia lat później zauważono jednak zalety muzyczne dzieła Bizeta i „Poławiacze pereł” stała się kwintesencją opery francuskiej, zaś jej fragmenty wykonywane, nagrywane w niezliczonych wersjach. P. Kamiński doliczył się (w 2008 r.) ponad 150 nagrań „romansu” Nadria (nawet David Gilmour z Pink Floydów wykonywał „Je crois entendre encore”), około 70 duetu Nadir/Zurga „Au fond du temple saint”, by nie wspomnieć o innych fragmentach opery, jak chóru „L’ombre descend des cieux”, cavatinę Leili i arię Zurgi.

Reżyserka, Penny Woolcock, miała do dyspozycji obsadę marzeń: w roli Leili, kapłanki, wystąpiła Diana Damrau (sopran), Matthew Polenzani (tenor) w partii Nadira, zaś postać jego przyjaciela, a zarazem rywala w miłości do Leili, kreował Mariusz Kwiecień (baryton), rodem z Krakowa od kilku lat stały gwiazdor Met. Barwna inscenizacja Penny Woolcock przeniosła akcję opery z bajkowego orientu i zacisznej wsi do tętniącego życiem portu w jednym z krajów rozwijających się. Uwspółcześnienie, choć przyznać trzeba zaskakujące, reżyserka wykonała z wyczuciem, tworząc przy tym serię obrazów scenicznych uderzających swym pięknem. „W tym kontekście – jak napisał „The Wall Street Journal” – centralny trójkąt miłosny nabrał nowego wymiaru. Polenzani i Kwiecień odchodzą od smętnej pieśni w stronę wyrażenia wspólnego zdecydowania w sławnym duecie przyjaciół „Au fond du temple saint”, dzięki czemu mocniej odczuwamy jego energię i blask. Diana Damrau była ekscytującą, różnorodną Leilą. Kiedy przybywa okryta zasłoną z czerwieni i złota, z lekkością i delikatnością wykonuje swój koloraturowy śpiew. Gdy modli się do Brahmy i przysięga dotrzymać przysięgi czystości i posłuszeństwa wysokie wibrujące nuty odzwierciedlały tajemnicę rytuału, jaki ma dopełnić dla pomyślności wioski.” Krytyk z „The New York Times” dodawał: „Damrau wniosła do partii Leili wspaniałą zwinność koloratury, promienny dźwięk i charyzmę. Kwiecień jest idealnym Zurgą. Śpiewa olśniewającym bogatym dźwiękiem i z lirycznym wyrazem, wygląda jak prawdziwy przywódca, przystojny i pewny siebie... Polenzani wykonał arię o wspomnieniach z cudowną liryczną czułością na tle delikatnego kołyszącego akompaniamentu muzyki." Muzyki nad którą czuwał wspaniały dyrygent Gianandre Nosed.

Za niespełna dwa tygodnie czeka nas w Kinie Studyjnym Centrum (KDK) kolejna uczta operowa: 30 stycznia transmitować będziemy z Metropolitan Opera w Nowym Jorku „Turandot” Giacomo Pucciniego, w reżyserii Franca Zeffirellego. Więcej informacji na ten temat na http://www.kdk.konin.pl/zapowiedzi/2027-turandot-z-nowojorskiej-met


 

REKLAMA:

Zapowiedzi

Partnerzy KDK