Gabriel Kubacki z Wilczyna jest najwierniejszym widzem Polskiego Przeglądu Polskich Filmów Fabularnych DEBIUTY. W kolejnych edycjach filmowej imprezy w Koninie bierze udział od 1985 roku. Zapraszamy do lektury jego wspomnień.

Od początku istnienia Przegląd Debiuty jest imprezą kameralną, której trzon stanowi najwierniejsza publiczność. Pojawia się też wiele nowych, często bardzo młodych osób. – W 1985, na pierwszych Debiutach, było tylko kilka osób na sali, potem coraz więcej, później znów kilka – różne lata bywały. Dużo młodzieży też przychodziło. Biorąc pod uwagę porę roku – listopad, i porę dnia – popołudniowe projekcje, to wciąż ta liczba jest dla tej imprezy uznaniem – konstatuje Gabriel Kubacki z Wilczyna, jeden z pierwszych i najwierniejszych widzów konińskiej imprezy. – Ma już 20 lat, ale zaczęła się przecież 25 lat temu, miała różne chwile, ale się utrzymała – dodaje fan filmowego Przeglądu.

Przyjazd do Konina na Debiuty jest dla mieszkańców odleglejszych miejscowości prawdziwym wyzwaniem. A jednak pojawili się na nich widzowie z Koła (jak na spotkaniach z twórcami dokumentów Downtown i Niewidzialnych) lub jak właśnie Gabriel Kubacki – z Wilczyna. – Nie mogę być na wszystkich projekcjach, wybieram sobie tytuły, które mnie interesują. W tym roku od strony fabularnej spodobał mi się bardzo Hel.

Film jest szczególną pasją Pana Gabriela, z zawodu górnika, budowlańca i człowieka do niedawna udzielającego się w miejscowym samorządzie. Już w średniej szkole należał do kółka fotograficznego. Doświadczenia nabierał w wojsku. Później pracował jako instruktor ds. fotografii w Gminnym Ośrodku Kultury w Wilczynie. Tam właśnie spotkał Antoniego Sieńkowskiego, który wizytował tę placówkę, podlegającą wówczas merytorycznie Wojewódzkiemu Domowi Kultury w Koninie. – Pan Sieńkowski zapytał, czy nie chciałbym spróbować swoich sił w tej dziedzinie. Zacząłem przyjeżdżać do Konina, brałem udział w warsztatach filmowych, także fotograficznych, prowadzonych przez instruktora kat. S, Zdzisława Szklarkowskiego, wtedy już starszego pana. I tak też zetknąłem się z Debiutami…

Pierwsze zauroczenie kamerą było dla mnie mocnym przeżyciem. Ale dla człowieka dojeżdżającego, jak ja, pasja, praca i codzienność stały się trudne do pogodzenia. Nie było mnie też stać na kamerę, mimo że te dostępne były dość prymitywne – działające na sprężynę lub na akumulator… Nastąpiła więc przerwa do chwili, gdy w latach 90. kupiłem własną. Zrealizowałem kilka dokumentów, m.in. o zanikających zawodach, takich jak tkaczka czy zdun. Tematem był dla mnie zawsze człowiek. Posyłałem je na festiwale i przeglądy amatorskie, na OKFA się nie odważyłem
– śmieje się Pan Gabriel. – Otrzymały kilka wyróżnień. Później znów wróciłem do fotografii. W WDK-u miałem nawet kilka wystaw. Pod koniec lat 80. robiłem już kolor. Moim pierwszym aparatem był prościutki Ami, później już Praktica L2.

Zawsze interesowałem się filmem, od strony technicznej – operatorskiej, montażowej
– informuje nasz bohater, dla którego Debiuty to okazja do podglądania profesjonalnych twórców. – Nie bardzo zwracam uwagę na fabułę, ale w pamięci zapadł mi mocno film Piotra Trzaskalskiego Edi. Do dziś go pamiętam, był doskonały i bardzo mnie wzruszył. Od momentu pierwszych Debiutów kino się zmieniło, szczególnie jeśli chodzi o realizację zdjęć. Mnie uczono, że podstawą w filmowaniu jest statyw. Teraz wszystko się trzęsie, operatorzy pracują kamerą z tzw. ręki. Kiedy pytam ich, dlaczego robią takie obrazki, odpowiadają mi, że to normalne, i że taki jest teraz trend. A mnie to jako widza bardzo denerwuje – konstatuje Pan Gabriel.

Po odejściu Pana Gabriela z domu kultury w Wilczynie nikt nie uczył fotografii ani filmu. – Słyszałem, że coś się tam jednak powoli odradza – mówi były instruktor. Może w niedalekiej od Konina miejscowości rosną już widzowie kolejnych Debiutów?
REKLAMA:

Zapowiedzi

Partnerzy KDK