Biel oznacza szlachetność i honor, czerwień – krew, przelaną za wolność, w powstaniach, które kończyły się klęską. – Chciałbym odmienić tę symbolikę – tłumaczył Łukasz Barczyk, reżyser filmu „Hiszpanka”, przypominającego losy wielkopolskiego zrywu. Truskawki i śmietana, wspólnota, cel, ludzie, którzy jednoczą się, dokładając każdy własną cegiełkę – oto obraz wymarzonej Polski młodego reżysera. Czy zgodziła się z tym równie młoda publiczność zgromadzona w Kinie Studyjnym „Centrum” po projekcji jego najnowszej produkcji? Łukasz Barczyk gościł w Kinie Studyjnym „Centrum” 29 stycznia br. Młodzież, która obejrzała wcześniej „Hiszpankę”, wzięła go w krzyżowy ogień pytań. Reżyser nie skorzystał z wygodnego fotela, odpowiedzi udzielał, siedząc na rampie. W spotkaniu z autorem wzięli udział uczestnicy Akademii Filmowej „Otwórz oczy!”, którą od 15 lat w Konińskim Domu Kultury prowadzi Katarzyna Kubacka (projekt został nagrodzony w ubiegłym roku przez PISF w kategorii: edukacja młodego widza).

„Hiszpanka” nawiązuje do zapomnianego wątku polskiej historii. Jest nim powstanie wielkopolskie, świetnie przygotowane i niemal bezkrwawo przeprowadzone, udane. – Mój film nie jest zachętą do walki – tłumaczył podczas spotkania z widzami Barczyk. – Głęboko wierzę, że jeśli grupa ludzi zbierze się w jakimś celu, tworząc wspólnotę – to w końcu złoży się w całość. Reżyser „Hiszpanki” porównał też dynamikę powstania wielkopolskiego do wydarzeń współcześnie rozgrywających się na kijowskim Majdanie. – W moim filmie powstańcy zgrupowali się na placu Wolności w Poznaniu, tak jak Ukraińcy na Majdanie, bohaterem również jest miasto. Pojawiła się charyzmatyczna postać – w filmie jest to Paderewski, na Majdanie był Kliczko – opowiadał ze zdumieniem. –Zawsze tak jest: ktoś daje pieniądze, ktoś oddaje życie. Polska słynie z powstań, szczególnie tych przegranych. Powstanie wielkopolskie, chociaż udane, zostało zapomniane, nie jest znaczące w polskiej historii tak jak powstanie listopadowe, styczniowe czy warszawskie. Chciałbym to przeprogramować, tę apoteozę klęski. Włochy były w podobnej sytuacji, dzisiaj nikt o tym nie pamięta. W tym kraju dobrze się żyje, mimo kryzysu. Wystarczy pomysł, strategia, umiejętność przewidywania – tłumaczył Barczyk. Symboliczna jest tym samym ostatnia scena w „Hiszpance”. Zabawa jojo przywołuje skojarzenia z powtarzającym się na przestrzeni wieków polskim doświadczeniem, rozpiętym między utratą wolności i walką o niepodległość, w której trudno jest wytrwać dłużej niż 20 lat.

–  Trudno było oddać charakter tamtych lat – mówił również Łukasz Barczyk. – Architektura, dawne miejsca już nie istnieją. Trzeba było je wygenerować, kreacja powstała praktycznie od zera. W filmie znalazło się ponad 450 ujęć efektowych, Dorota Roqueplo stworzyła do niego ponad 60 kostiumów. Dlatego „Hiszpankę” Barczyka krytycy porównują do „Miasta 44”. – To dwie zupełnie różne produkcje. Rok 1918 był specyficzny, niezwykły. Polska stała u progu niepodległości, po 123 latach zaborów. W tym czasie ludzie rzeczywiście koncentrowali się na duchowości, spirytyzmie, zawłaszczały go nawet armie.  Wpływ na ludzkie umysły, manipulacje parapsychiczne były częścią propagandy i walki z wrogiem. W takich czasach wybuchło powstanie wielkopolskie. Zupełnie inaczej przeprowadzone, wygrane przez inne pokolenie. To, co dzieje się w filmie Komasy jest heroiczną, ale i rozpaczliwą próbą obrony długo oczekiwanej i wywalczonej w 1918 roku wolności. To dwie różne epoki i dwa różne filmy. 

Przypomnijmy, że film „Hiszpanka” był realizowany od 2011 ze wsparciem regionalnych funduszy filmowych. Jego budżet wyniósł 24 miliony.  Seanse w Kinie Studyjnym „Centrum” będą się odbywały do 5 lutego br.


Fot. Zdzisław Siwik

REKLAMA:

Zapowiedzi

Partnerzy KDK