Robert Gliński ma osobisty stosunek do Szarych Szeregów i powstania warszawskiego. Sanitariuszką w batalionie „Zośka” była jego mama, której zadedykował swój film. Reżyser przyznał, że matka patrzyła na harcerzy legendarnej organizacji w zwyczajny sposób. Byli jej kolegami, przyjaciółmi, których znała, lubiła. Reżyser nie pamięta opowieści o heroizmie, walkach czy przelanej krwi. Być może z tej bliskości, więzi doświadczonej przez jego matkę, wynikła filmowa perspektywa? 


Fot. Zdzisław Siwik

Gliński patrzy na swoich bohaterów jak na zwyczajnych ludzi. Postacie, które zbudowali młodzi aktorzy to normalni chłopcy, którzy żartują, przepychają się, zalecają do dziewczyn, biją na ulicach z młodzieżą z Hitlerjugend. Ich spontaniczne zachowania przedstawia choćby scena w lesie, kiedy składają przysięgę. W harcerskich mundurach, ale rozmemłani, z opuszczonymi skarpetami i spóźnionym Rudym, który w ostatniej chwili zdecydował dołączyć, dostrzegają nagle trzech Niemców zbierających grzyby. Po błyskawicznej akcji składanie owej przysięgi kończą w towarzystwie skrępowanych wrogów. Czasem są niepewni siebie, ogarnięci wątpliwościami, chwilami zdobywają się na brawurę zawieszając na budynku polskie flagi.

 
REKLAMA:

Relacje

Zapowiedzi

Partnerzy KDK