Tych, którzy na Plac Wolności zmierzali od strony kościoła św. Bartłomieja, witał… Wojtuś. Tak strażacy z OSP Chorzeń nazwali swój strażacki wóz bojowy. Z drugiej strony placu dochodziły dźwięki zespołu Agharta. Na środku placu – dziesiątki stoisk z różnościami i setki patrzących, oceniających, także kupujących. To był 10. Jarmark św. Bartłomieja w Koninie.

Jarmark trwający dwa dni (19 i 20 sierpnia 2017) był zapowiadany jako jarmark rzemiosła, naturalnych produktów żywnościowych i kiermasz staroci. I tak w rzeczywistości było, z tym, że najwięcej było staroci. Ale i współczesnych cudeniek wyczarowanych przez artystów i rzemieślników nie brakowało.

Dla przypomnienia: święty Bartłomiej jest patronem rzemieślników: rzeźników, piekarzy, szewców, garbarzy, introligatorów, sztukatorów, kowali, siodlarzy. Niewielu pamięta, że jest także patronem górników. Zacznijmy od rzeźników – znaleźliśmy stoisko „Tradycyjne wędliny z Podlasia”. Razem z fantastycznie pachnącą kiełbasą, można było nabyć „Wileński kwas”. Piekarze – też, owszem, był jeden z fantazyjnie pozwijanymi w warkocz chałkami. Byli pszczelarze. Szewców nie było, za to na kilku stoiskach „ze wszystkim” można było dojrzeć, wystawione na sprzedaż, szewskie kopyta i inne akcesoria. Podobnie z kowalami: wprawdzie osobnego stoiska prawdziwego kowala nie było, ale wyrobów kowalskich sporo, począwszy od tych oczywistych, jak pogrzebacz do kominka, pieca czy kuchni (trafiają się jeszcze kuchnie węglowe, trafiają), po ręcznie kute gwoździe, ale służące za element biżuterii. Takie cudeńko (to znaczy ręcznie kute gwoździe) w formie wisiorka prezentowali młodzi, utalentowani, twórcy biżuterii z Poznania. Stoisko „Gratka po dziadkach” cieszyło się sporym zainteresowaniem. Podobnie jak inne poznańskie stoisko, „nice!place atelier”, oferujące śliczne, ręcznie wykonywane przytulanki dla dzieci.
Dalej: introligatorów nie spotkaliśmy, sztukatorów też widać nie było, podobnie z siodlarzami. A górnicy? Był jeden (!) górniczy akcent: ktoś wystawił na sprzedaż mundur górniczy, galowy.
Z innych zawodów rzemieślniczych prezentowali swoje wyroby garncarze. Można było kupić torby i torebeczki z filcu, mnóstwo było wyrobów ze szkła i ceramiki. A poza tym były śpiewające gliniane ptaszki, radia z magicznym okiem, koszulki z napisem „Kawaler do wzięcia” i piękne metalowe zakładki do książek.
Obok swoją ofertę zwiedzającym podsuwała Lokalna Organizacja Turystyczna „Marina”. Tomiki ze swoją twórczością prezentowały (i sprzedawały) Mirosława Dimitrow i Danuta Olczak. Miejska Biblioteka Publiczna sprzedawała książki po 1 zł sztuka. Obok uczono zasad udzielania pierwszej pomocy, prywatne szkoła rozdawała ulotki (wszak 1 wrzenia tuż tuż). Pięć metrów dalej można było zaopatrzyć się w popiersie dziadka jak prawdziwego, albo jelenia, kupić drewnianą chochlę i finezyjną porcelanową filiżankę – resztkę z czasów świetności.

Mateusz Cieślak, pomysłodawca jarmarku, co roku zachęca:
- masz coś niepotrzebnego (np. książki, płyty, ceramikę) – sprzedaj to!
- masz ciekawą pasję lub tworzysz coś – pochwal się tym!
- masz ochotę na dobrą zabawę – zabierz ze sobą przyjaciół!
Przyznajemy, że z hasłami trafił: sprzedawano, chwalono się i było przyjacielsko. Sprzyjała temu pogoda, na placu można było też nabyć małe co nieco dla pokrzepienia ciała. A pokrzepienie ducha? Organizatorzy dodatkowo zaproponowali odwiedzającym jarmark udział w rodzinnej grze i zaprosili także dwa konińskie zespoły: Agharta i Folk Street, obydwa grające muzykę lubianą, wpadającą w ucho. Słowem – było jarmarcznie.

Dodajmy, że organizatorami 10. Jarmarku św. Bartłomieja było Miasto Konin i Koniński Dom Kultury, z którymi współpracował Cech Rzemiosł Różnych oraz miejskie firmy i instytucje.



Fot. Zdzisław Siwik

REKLAMA:

Zapowiedzi

Partnerzy KDK