To była smutna wiadomość: zmarł Andrzej Kondratiuk, reżyser. W pamięci utkwił nam Jego „Gwiezdny pył”, „Słoneczny zegar”, Dziura w ziemi”… I mała książeczka na półce przy biurku, wydana w 1996 roku przez Koniński Dom Kultury wraz z konińskim Wydawnictwem „Apeks” oraz z Zakładem Teatru i Filmu UAM w Poznaniu o konińskim epizodzie z życia Artysty. Czy te okruchy pamięci są wystarczającym powodem, bym napisał „coś” o „artyście osobnym”? Może, może… ale byłoby to oczywistą przesadą, zwłaszcza, że mój redakcyjny kolega, Andrzej Moś, znał Kondratiuka i jest współautorem dzieła zatytułowanego „Andrzej Kondratiuk”. Zatem to on jest jak najbardziej uprawniony do napisania tego „czegoś” o Artyście, jak filmowiec o filmowcu. Zatem:

Andrzej Kondratiuk – wspomnienie
Tekst: Andrzej Moś, zdjęcia: archiwum KDK
 
Wiadomość, że po długiej, ciężkiej chorobie odszedł reżyser Andrzej Kondratiuk, przywołała ciepłe wspomnienia nie tylko krytyków, filmowców, aktorów ale też wiernych widzów jego filmów. Ten niezwykle utalentowany i bardzo aktywny reżyser, scenarzysta i operator, który od czasu ukończenia Szkoły Filmowej w Łodzi w 1963 roku (studiował operatorstwo i reżyserię) zrealizował ponad 30 filmów różnych gatunków: fabularnych i animowanych, pełnometrażowych, telewizyjnych, etiud oraz spektakli Teatru TV.  Choć choroba całkowicie uniemożliwiła mu pracę twórczą, to ciągle był obecny w świadomości kolejnych pokoleń kinomanów, którym różne kanały filmowe regularnie przypominały jego „kultowe” obrazy takie jak: „Hydrozagadka” (1970), „Wniebowzięci” (1973), „Gwiezdny pył” (1982). Warto jednak przypomnieć początki filmowej drogi Andrzeja Kondratiuka, gdy jeszcze jako student był autorem scenariusza słynnych „Ssaków” Romana Polańskiego, zagrał w jego etiudzie „Gdy spadają anioły” i był operatorem szkolnych filmów Agnieszki Osieckiej i Andrzeja Papuzińskiego.
 
Tuż po ukończeniu Szkoły Filmowej związał się z Studiem Małych Form Filmowych „SeMaFor” w Łodzi, miejscem niezwykłym, gdzie młodzi filmowcy mogli realizować swoje pierwsze, krótkometrażowe próby: fabularne, animowane czy wręcz eksperymentalne, jak np. dekadę później Zbigniew Rybczyński. Również w „SeMaForze” zrealizował swoje pierwsze poważne zadanie reżyserskie: 14 odcinkową serię krótkich fabuł „Klub profesora Tutki”, które były ekranizacją opowiadań Jerzego Szaniawskiego na zamówienie Telewizji Polskiej.  W tym „mini serialu” tytułową rolę zagrał Gustaw Holoubek i niech mi wolno przytoczyć nazwiska niektórych aktorów, z którymi dane było pracować młodemu Kondratiukowi: Kazimierz Opaliński, Mieczysław Pawlikowski, Bogumił Kobiela, Zdzisław Maklakiewicz, Wiesław Dymny, Bronisław Pawlik Elżbieta Czyżewska, Violetta Villas.  Gdy dodam jeszcze, że muzykę skomponowali i wykonali Krzysztof Kobiela i Tomasz Stańko, to widać wyraźnie, czym się różniły pierwsze polskie seriale od tych obecnie realizowanych „tasiemców”.
 
Zadebiutował w 1968 roku pełnometrażowym filmem „Dziura w ziemi”, która przyniosła mu nagrodę w Karlowych Varach i Łagowie. W 1979 roku powstała czarno-biała, poruszająca prawdą psychologiczną, „Pełnia”, kameralna opowieść o ucieczce od wielkiego miasta i świadomej rezygnacji z tzw. kariery, wymagającej oportunizmu i zakłamania.


 
Na początku lat osiemdziesiątych osiadł w Gzowie pod Warszawą, (na zdjęciu powyżej) gdzie razem z żoną, aktorką Igą Cembrzyńską,  stworzyli swój własny, filmowy świat. Iga Cembrzyńska wcieliła się w rolę producentki a Andrzej Kondratiuk reżyserował, fotografował, montował swoje filmy, był scenografem i kostiumografem, komponował muzykę i oczywiście sam występował. Tam, w Gzowie, w wytwórni „Iga Film”, zaczęły powstawać autorskie, w pełni niezależne filmy, które rodziły się z wewnętrznej potrzeby, a nawet swoistej przekory artysty i w których manifestował woje przywiązanie do wolności twórczej. Bardzo osobiste, pełne refleksji nad własnym życiem i przemijaniem Kondratiuk coraz bardziej kierował kamerę na samego siebie, dystansując się od filmowego mainstreamu. 

 

Pod wpływem wiadomości o śmierci Andrzeja Kondratiuka, sięgnąłem po skromną, wydaną w Koninie książkę „Andrzej Kondratiuk” (Wydawnictwo „Apeks”, Koniński Dom Kultury, Zakład Teatru i Filmu UAM w Poznaniu, 1996), aby przypomnieć, że konińskie środowisko kinomanów ma na swoim koncie cenny wkład  w promocję twórczości tego niezwykłego reżysera. Ta książka, jako praca zbiorowa pod redakcją wybitnego filmoznawcy prof. Marka Hendrykowskiego, zawiera teksty ciekawe sześcioro filmoznawców, autorów z uznanym dorobkiem naukowym (Marek i Małgorzata Hendrykowscy, Tadeusz Lubelski ) i również młodych teoretyków filmu, doktorantów z UAM ( Małgorzata Gromadzińska, Mikołaj Jazdon, Jacek Nowakowski ). Czytelnik, poza wartościowymi analizami filmów, fotosami i unikatowymi zdjęciami z osobistego archiwum reżysera,  otrzymał  w tej książce również jego pełną filmografię, porządkującą cały dotychczasowy dorobek Andrzeja Kondratiuka, łącznie z etiudami zrealizowanymi w Szkole Filmowej w Łodzi. Ta pozycja była widoczna w witrynach dobrych księgarni w Warszawie, Krakowie, Gdyni i do dzisiaj pozostała jedynym filmoznawczym opracowaniem dorobku Andrzeja Kondratiuka, choć od premiery książki w 1996 roku filmografia reżysera wzbogaciła się o kolejne tytuły.
 
Książkę wydano z okazji przeglądu twórczości filmowej i telewizyjnej Andrzeja Kondratiuka, który odbył się w konińskim kinie „Centrum” w dniach 10-12 maja 1996 roku. W czasie trzydniowej imprezy pokazano wszystkie filmy Andrzeja Kondratiuka zrealizowane w latach 1963-1995 oraz niektóre etiudy szkolne. Była to niebywała gratka dla miłośników  twórczości reżysera i młodych filmoznawców, nic więc dziwnego, że na tę imprezę do Konina przyjechali studenci z Poznania, Łodzi i Warszawy. Kulminacją przeglądu było spotkanie z reżyserem, który od wielu lat unikał kontaktów z widzami, krytykami filmowymi, dziennikarzami. Na przyjazd do Konina zdecydował się po wielu namowach i prośbach ze strony prof. Marka Hendrykowskiego, gdy ś.p. Grzegorz Kaczorkiewicz, ówczesny szef kina „Centrum”, rzucił na szalę ofertę: „wyślę specjalnie do Gzowa taksówkę, która zaraz po spotkaniu odwiezie go z powrotem”. Spontanicznie w sali tanecznej KDK zaaranżowano filmową scenografię, a długą rozmowę  z reżyserem przeprowadził prof. Marek Hendrykowski. Spotkanie przeciągnęło się (oczywiście już w  innym miejscu) do rana, a jej ekranowe zwieńczenie możemy obejrzeć w filmie „Słoneczny zegar”, który w tym czasie był trakcie zdjęć. Otóż Andrzej Kondratiuk zwierzył się, że ma problemy z obsadą do tego filmu, bez skutku poszukuje pary sympatycznych bliźniaczek, bezpretensjonalnych, z poczuciem humoru i pełnych dziewczęcego wdzięku. I znów niezastąpiony Grzegorz Kaczorkiewicz wykazał się intuicją jak prawdziwy reżyser castingu. Skojarzył, że idealne do wizji artysty będą siostry Iwona i Katarzyna Wietrzyńskie z Konina. Po obejrzeniu fotografii Andrzej Kondratiuk zaaprobował propozycję i tak bliźniaczki z Konina znalazły się na planie w Gzowie. Przy tej okazji było to sympatyczne, rewanżowe spotkanie, bo do Gzowa, oprócz aktorek wybrała się cała konińska ekipa: Grzegorz Kaczorkiewicz, Jerzy Łojko, Łukasz Mikucki i piszący te słowa. Pani Iga najpierw uwijała się w kuchni przygotowując catering, potem zajęła się charakteryzacją aktorek, ponieważ w tej  scenie tej występował sam reżyser, za kamerą stanął operator Józef Romasz, który po wielu latach był gościem Przeglądu „Debiuty” ze swoim niezależnym dokumentem „Przystanek dla bocianów”. W ten sposób, jako świadkowie i uczestnicy tego jednego dnia zdjęciowego w Gzowie, mogliśmy odczuć magię i nastrój miejsca i charyzmę twórczą Andrzeja Kondratiuka.
 
Popremierowy pokaz filmu „Słoneczny zegar” odbył się  w kinie „Centrum” w  1977 roku z udziałem Iwony i Katarzyny Wietrzyńskich; tym razem Andrzej Kondratiuk nie dał się namówić na przyjazd do Konina.



Jest jeszcze jeden koniński akcent w „Słonecznym zegarze”: w pewnym momencie Iga Cembrzyńska  przywozi do Gzowa książkę „Andrzej Kondratiuk”. Reżyser czyta na głos tytuł jednego z rozdziałów: „Andrzej Kondratiuk – artysta osobny” i wybucha śmiechem. Jest w tym wiele dystansu i autoironii, śmieje się nie z książki, ale z siebie, reżysera w kraciastej koszuli i w gumofilcach, który nigdy nie przejmował się recenzjami i komentarzami i zawsze unikał  zaszufladkowania.
 
Tadeusz Lubelski wiele lat temu napisał o Andrzeju Kondratiuku: „Przedmiotem jego marzeń było kino, które realizuje się samemu, z własnej potrzeby i według własnego planu”.
 
Andrzeju, my w Koninie odczuwamy satysfakcję, że mogliśmy, choć w niewielkim wymiarze, pomóc Ci w realizacji filmowych marzeń.
 
PS Dziękujemy Franciszkowi Kupczykowi za zeskanowanie negatywów.      

 
REKLAMA:

Zapowiedzi

Partnerzy KDK