„Nessun dorma!”, pieśń triumfu z III aktu opery „Turandot” Giacomo Pucciniego, zawsze przykuwała uwagę widzów. W nowojorskiej Metropolitan Opera tą arią błysnął w 1961 roku Franco Corelli, który przy udziale Birgit Nilsson i Cecila Beatona (laureata trzech Oscarów) na stałe wprowadzili „Turandot” do repertuaru Met. Ale dopiero inscenizację Franco Zeffirelliego z 1987 roku okrzyknięto wizytówką nowojorskiej sceny. Trudno się dziwić, skoro w rolach głównych wystąpili wówczas Eva Marton, Plácido Domingo i Leona Mitchell, a dyrygował sam James Levine. W minioną sobotę, 30 stycznia, mieliśmy okazję tę inscenizację zobaczyć na ekranie Kina Centrum, choć w innym wykonaniu.

 Giacomo Puccini akcję „Turandot” ulokował w bajkowej scenerii Chin, wykorzystując libretto Carlo Gozziego. Stworzył dzieło wprowadzając innowacyjne elementy chóralne i orkiestrowe, nowe instrumenty (w tym saksofony altowe, czelesty, bas ksylofon, harfy i organy). Niestety, nie było mu dane zobaczyć dzieło na scenie, zmarł przed ukończeniem opery. Dokończył ją kompozytor Franco Alfano, którego pracę nadzorował sławny dyrygent Arturo Toscanini, doprowadzając do światowej premiery „Turandot” w mediolańskiej Teatro alla Scala, w kwietniu 1926 roku.

Partytura Pucciniego obfituje w wielkie przeboje muzyki operowej; każdy zna choćby słynną arię Kalafa „Nessun dorma”. Jednak największe wymagania stawia wykonawczyni roli tytułowej – księżniczki Turandot. Nina Stemme (sopran) z tej roli wywiązała się znakomicie. Zacytujmy „The New York Times”: „[Ninie Stemme] udało się sprawić, że przerażająca lodowata dziewica stała się zaskakująco pociągająca (...). Jej potężny, wspaniały głos zachował ciepło przez cały wieczór, włącznie z ognistymi wysokimi nutami, które nigdy nie były wymuszone lub przeraźliwe, nawet wtedy, gdy przebijały się przez masywne brzmienie orkiestry i chóru”. Ale nie tylko Stemme/Turandot błyszczała. Wzruszająca i jednocześnie wyrazista była Anita Hartig (sopran) w partii ofiarnej Liu, jej intrygujący głos był jednocześnie pełen dramatyzmu, wzruszający i wyrazisty. Dzięki temu porywająco potrafiła przekazać całą głębię miłości Liu do Kalafa. Wręcz chciałoby się powiedzieć, że to była najlepsza rola wieczoru; publiczność Met właśnie rumuńską wykonawczynię roli Liu nagrodziłą największymi owacjami. Marco Berti z kolei, jako Kalaf, zachwycał potężnymi kulminacjami. Ale – czy przekonał widzów? Może, może… niekoniecznie, zwłaszcza jeśli ktoś miał w pamięci np. „Nessun dorma!” w wykonaniu wspomnianych już Franco Corelliego i Plácido Domingo. Koniecznie trzeba zauważyć bardzo dobrą, wyrazistą rolę Alexandra Tsymbalyuka (bas-baryton), bardzo przekonującego w roli starego króla Timura.
Do tego fantastycznie brzmiący chór i oszałamiająco bogata scenografia pałacu cesarskiego, stworzona przez Franco Zeffirellego, reżysera i scenografa. To chyba najbogatsza scenografia zaoferowana przez Met, którą mieliśmy okazję oglądać w ramach cyklu „The Met: Live in HD”.

Co dalej? Z The Metropolitan Opera spotkamy się 6 marca. Wówczas to w czasie bezpośredniej transmisji z Met pokażemy w Kinie Studyjnym Centrum operę Giacomo Pucciniego „Manon Lescaut”. Dodajmy, że tę operę, podobnie jak i inne z cyklu „The Met: Live in HD”, obejrzymy razem z widzami 70 krajów świata, zgromadzonych w ponad dwóch tysiącach sal kinowych, filharmonicznych i teatralnych. Zatem, że posłużę się cytatem z „Turandot”: Nessun dorma! – Niechaj nikt nie śpi!

REKLAMA:

Zapowiedzi

Partnerzy KDK